FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Zieleń podgórskich łąk
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum www.sklepfeniks.fora.pl Strona Główna » Opowiadania własne » Zieleń podgórskich łąk
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
ChaosSpaceBunny
Weteran Gwardii



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Wrocław

 Post Wysłany: Wto 20:49, 22 Cze 2010    Temat postu: Zieleń podgórskich łąk

Zieleń podgórskich łąk

Opowiadanie to jest tylko niewielką częścią "książki", którą napisałem mając 12 lat. W ogólnym zarysie opowiada losy dwóch braci, których rozdzieliła II wojna światowa (starszy, Kuntz, był synem niemieckiego oficera i urodził się w Niemczech, po czym wyjechał z matką do USA, gdzie wyszła ona ponownie za mąż i urodziła młodszego syna, Simona, a potem córkę Emily) i którzy walczyli po przeciwnych stronach barykady. Ich historie dzieją się w zupełnie innych realiach czasowych, gdyż losy pierwszego kończą się tam, gdzie zaczynają losy drugiego (aczkolwiek nie do końca). Życzę miłej lektury początku czwartego rozdziału mojej "książki".

Znów padał deszcz. Ciężkie krople rozbijały się o szybę jadącego ulicą Forda Custom, skutecznie uniemożliwiając jadącym samochodem szybkie poruszanie się. Latarnie uliczne wcale nie pomagały w jeździe, ich wątłe światło z trudem przebijało się przez kurtynę wody. Obaj mężczyźni jechali w milczeniu. Siedzący na fotelu pasażera sierżant Simon Andrews w spokoju studiował plik papierów, które dosłownie wysypywały się w leżącej na jego kolanach teczki.
Od czasu do czasu zerkał na znajdujący się na nadgarstku kierującego samochodem O'Briana zegarek, tylko po to, by upewnić się, że jadą naprawdę powoli. W ciągu ostatnich pięciu minut, udało im się pokonać zaledwie cztery przecznice. Problemem nie był deszcz. Problemem nie były też korki na ulicach, bo o pierwszej w nocy, do tego w tak paskudną pogodę, nikt o zdrowych zmysłach nie jeździ autem po mieście. Problemem było to, że O'Brian z zajadłością brytyjskiego buldoga zatrzymywał się na każdym możliwym skrzyżowaniu, gdy tylko zapalało się żółte światło.
Oznaczało to tyle, że przejechanie połowy miasta w tym tempie zajmie im jeszcze około kwadransa, góra dwóch. Simon westchnął ciężko, po czym uchylił okno i zapalił papierosa.
Świat zaczynał go przytłaczać. Od blisko dwóch miesięcy prowadził tą sprawę, jednak miał wrażenie, że im więcej czasu nad nią spędza, tym bardziej oddala się od jakiegokolwiek jej logicznego wytłumaczenia. O'Brian, pomimo swojego młodego wieku i niewielkiego doświadczenia, był dość pomocny, a współpraca z nim odbywała się bezstresowo. Chłopak chciał się uczyć, więc w nagrodę od razu przydzielono go do wydziału zabójstw. Pech chciał, że akurat teraz trafił im się seryjny morderca, w dodatku mający zadatki na psychopatę. Sierżant przyglądał się w zamyśleniu dokumentom z teczki, starając się ostatni raz obejrzeć je takiej ilości, w jakiej były obecnie. Już za kilka godzin miały do nich dołączyć kolejne maszynopisy raportów, sekcji zwłok i innej makulatury. Niespodziewanie coś dotknęło jego ramienia. Odwrócił w tym kierunku głowę i zobaczył O'Briana, stojącego z parasolką za drzwiami samochodu.

- Dojechaliśmy na miejsce, sierżancie. Leje jak diabli, proszę nie zapomnieć kapelusza. - stwierdził młody detektyw, po czym podszedł do bramy budynku, przy którym zaparkowali. Simon bez słowa założył na głowę swój stary, pamiętający jeszcze lata czterdzieste kapelusz, po czym sam też udał się na miejsce zbrodni.

* * *

Budynek nie wyróżniał się niczym szczególnym. Był to typowy dla tej części miasta pięciopiętrowy blok, w którym mieszkali pracownicy pobliskich fabryk. Kręta klatka schodowa, okna zabite gwoździami, gołębie na parapetach, brudna podłoga, obdrapane ściany... Budynek jak każdy inny w tym mieście. Kilkanaście rodzin, które tu mieszkały, stanowiło charakterystyczną dla Chicago mieszankę kulturową i zawodową – meksykanie z fabryki podzespołów samochodowych, czarni ze stacji benzynowej i portu oraz pokojówka z hotelu, Chińczycy z targu rybnego, biali z lokalnej szkoły, kościoła i sklepów, czyli pełny wgląd we wszystkie chyba możliwe stereotypy. Niektórzy nieśmiało wyglądali zza drzwi swoich mieszkań, obserwując pracujących funcjonariuszy. Na miejscu byli już chłopcy porucznika Howardsa, spece od znajdowania śladów nawet tam, gdzie śladów już dano nie było. Biegali nerwowo w tę i z powrotem między pokojami, zupełnie jakby nie byli w stanie ogarnąć sytuacji. Howards siedział w kuchni przy stole, gapiąc się tępym wzrokiem notatkom spisanym w policyjnym notesie, co chwila kręcąc ze zdumienia głową. O'Brian i Andrews przyglądali mu się przez chwilę, po czym sierżant odchrząknął na tyle głośno, by zwróciło to uwagę oficera.

- Sierżant Andrews i detektyw O'Brian zgłaszają swoje przybycie, panie poruczniku. - wyrecytował żartobliwie Simon, po czym uścisnął z Howardem dłoń na powitanie. Oficer uśmiechnął się do niego słabo, po czym przysunął mu krzesło oraz papiery, które przed chwilą sam oglądał.

- Ile to już czasu się nie widzieliśmy, co Simon? - zagadnął Howards, gdy tylko sierżant usiadł przy stole.
- Będzie tak z miesiąc, jak sądzę... Nie obrazisz się, jeśli zapalę? - spytał Andrews, wyciągając jednocześnie papierosa i zapalniczkę. Porucznik uśmiechnął się tylko, po czym podał mu kryształową popielniczkę, która stała dotychczas na półce nad nimi. Sierżant zaciągnął się mocno, po czym wziął do ręki pierwszą z brzegu kartkę z notatkami.
- Nie bierz tego do siebie, ale uważam, że powinniśmy się częściej spotykać. Emily bardzo narzeka na to, że coraz rzadziej nas odwiedzasz. Bardzo ją poruszyło to, że ostatnio odwołałeś obiad z nami. Wiesz, udało mi się jej wytłumaczyć, że to przez pracę, ale przecież nie pracujemy codziennie, prawda? Może wpadłbyś czasem ot tak, bez okazji? Na pewno by się ucieszyła. W końcu to twoja młodsza siostra. Poza tym, jesteś ojcem chrzestnym Patty. Mała bez przerwy o ciebie pyta... no i... no i jest jeszcze mama... Kocham swoją teściową, ale, sam rozumiesz, czasami mam dość jej gadania o tym, że jej syn jej nie odwiedza... Przyjdź do nas w sobotę na obiad. Emily szykuje indyka i takie tam. W końcu to Boże Narodzenie... Co ty na to? - spytał trochę niepewnie Howards, sam też odpalając papierosa. Simon spojrzał na niego swymi zmęczonymi oczami, podrapał się po głowie i znów zaciągnął się papierosem.
- Wiesz dlaczego dostałem tę robotę, Henry? Czy wiesz, dlaczego to akurat ja muszę się zajmować tymi morderstwami i czemu od dwóch miesięcy nie miałem dnia wolnego? Dostałem ją dlatego, że po sprawdzeniu mieszkania pierwszej ofiary powiedziałeś komisarzowi, że wszędzie walały się różne książki okultystyczne, a na ścianach krwią wymalowano dziwne znaki. Usłyszawszy to, nasz wspaniały komisarz uznał, że to na pewno robota jakiejś sekty, więc trzeba przydzielić do tego kogoś obeznanego z tematem. I kogo wybrał? Mnie. A wiesz dlaczego? Powiem ci. Wybrał mnie, bo powiedziałeś mu kiedyś, że moja matka pięć razy w tygodniu chodzi do kościoła... I temu idiocie to wystarczyło do podjęcia decyzji... Z tego powodu od dwóch miesięcy nie miałem dnia wolnego i nie mogłem was odwiedzać... A teraz zajmijmy się pracą. Co znaleźliście i czego się dowiedzieliście? - stwierdził pozbawionym wyrazu głosem sierżant, po czym wskazał palcem leżące na stole papiery. Porucznik zmieszał się, słysząc taką odpowiedź, ale jej nie skomentował. Nachylił się wraz z Simonem nad notatkami i zaczął omawiać zajście.
- Sytuacja zaczyna się tak samo jak poprzednie. O północy, równo co do sekundy, patolujący ulicę funkcjonariusz słyszy nad sobą wystrzał serii pocisków z pistoletu maszynowego. Odwraca głowę w tym kierunku i przez zasłonięte firanką okno na trzecim piętrze widzi błysk kolejnej serii. Niezwłocznie udaje się na miejsce zbrodni, jednak pomieszczenie, z którego dobiega akurat trzecia seria, jest zamknięte od środka. Poleca więc sąsiadowi zadzwonić na policję, by przysłano posiłki. Sam przestrzeliwuje zamek w chwili, gdy z pomieszczenia rozlega się dźwięk serii czwartej, po czym wyważa drzwi i wpada do środka wraz z zakończeniem serii wystrzałów. Na podłodze, w kałuży krwi, leży ciało młodej kobiety. Nikogo więcej nie ma w pokoju, choć sekundę wcześniej ktoś tu strzelał. Pięć minut później przyjeżdżamy tu my, razem z chłopcami od psów...
- I niech zgadnę... Psy nie podejmują tropu, pokój jest w takim stanie, że nie wiadomo co da się skleić z czy, a trup nie nadaje się do identyfkacji z powodu braku głowy? - przerwał porucznikowi sierżant, jednocześnie odpalając nowego papierosa. Oficer zmarsczył czoło, po czym przecząco pokręcił głową. Simon nie spodziewał się tego. Natychmiast odłożył papierosa na bok i z fascynacją w oczach wbił wzrok w Howardsa. Ten znów się zmieszał, jednak kontynuował swój wywód.
- Psy natychmiast łapią trop. Wyrywają się opiekunom i wpadają jak oszalałe do łazienki, po czym warczą, szczerzą kły i obszczekują wściekle sedes... Nie patrz tak na mnie. Widziałem to na własne oczy... W pokoju nie ma najmniejszych śladów strzelaniny. Żadnych łusek, żadnych dziur, żadnych kul, nawet smrodu po prochu nie było... Kobieta leży w kałuży ciepłej jeszcze krwi, ale na jej ciele nie ma żadnych, widocznych gołym okiem obrażeń... Teraz najlepsze, więc słuchaj uważnie. Nie znaleźliśmy żadnych odcisków palców. Nie znaleźliśmy nawet odcisków butów. Okna są zabite od wewnątrz gwoździami, drzwi były zamknięte od środka na zasuwę i łańcuch. Innych wyjść nie ma.
- Ciekawe... - szepnął Andrews – Ktoś zadał sobie bardzo dużo trudu, by nam zafundować tą zagadkę. Lubię takie sprawy. Dodają koloru mojemu szaremu życiu. - to powiedziawszy odłożył wygaszonego już papierosa z powrotem do paczki, po czym wstał od stołu i przeszedł do pokoju, w którym leżało ciało. Przez chwilę wodził wzrokiem po ścianach pokrytych beżową tapetą ze złotymi zdobieniami przy suficie, później obserwował poruszające się wahadło skrzyniowego zegara, by wreszcie przykucnąć przy brzegu dywanu. Ku zdumieniu porucznika i młodego detektywa, gładził dłonią drewniany parkiet, a w chwilę później na czworakach dotarł do ciężkich, zapewne dębowych drzwi od łazienki, na których z kolei gładził mosiężną klamkę. W chwilę później wstał, otrzepał spodnie i pośpiesznie wyszedł z mieszkania. Zatrzymał się równie nieoczekiwanie przy balustradzie schodów. Wychylił się za nią, przez chwilę niemal wisząc w powietrzu, po czym znów wbiegł do mieszkania.
- Za dwie minuty chcę tu mieć sąsiadów z dołu i z tego piętra. Wyślij też kogoś na dach. Niech czeka tam na mnie... Albo nie. O'Brian, sprowadź mi tutaj tych ludzi, a potem leć na górę i czekaj. - zadecydował Simon, najwyraźniej mając już jakiś plan. Młody detektyw skrzywił się słysząc polecenie.
- Ale panie sierżancie... Na zewnątrz leje jak cholera... Może poczekam tutaj? - odpowiedział nieśmiało, nie licząc chyba na powodzenie swojej prośby.
- To nie zapomnij założyć kapelusza. Załóż też płaszcz przeciwdeszczowy. Leży obok metalowego pręta i sznura w bagażniku. Pręt i sznur weź ze sobą. Czekaj na mnie i porucznika na dachu. - to powiedziawszy, Simon gestem dłoni nakazał detektywowi opuścić lokal. Sam zaś chwycił Howardsa za rękaw i pociągnął za sobą do pomieszczenia z denatką, unikając jednak stawania na dywanie.
- Powiedz mi proszę, czy to pomieszczenie coś ci przypomina? - zwrócił się posępnym głosem do porucznika, jednak ten tylko pokręcił przecząco głową. Sierżant zmarszczył czoło i chciał coś powiedzieć, ale w tym momencie do pokoju weszło kilkoro ludzi w piżamach, dzięki czemu od razu rozpoznał w nich sąsiadów zmarłej.
- Proszę państwa, nazywam się sierżant Andrews i mam stopień sierżanta. Tyle wystarczy wam wiedzieć o mojej osobie... Powiedzcie mi proszę, czy ktoś z was rozpoznaje zmarłą? - co powiedziawszy wskazał na leżące na podłodze zwłoki. Nie był ani trochę zdziwiony, gdy wszyscy, jak jeden mąż, chóralnie zaprzeczyli.
- Może więc ktoś z państwa wie, kto tutaj mieszkał? - kontynuował przesłuchanie, z podobnym jak poprzednio skutkiem.
- Może więc powiecie mi państwo, dlaczego na drzwiach tego mieszkania jest numer 433, a mieszkania obok mają numery 10 i 11, a w spisie jest tylko siedemnaście lokali? Czy ktoś potrafi mi to wytłumaczyć? - w głosie policjanta słychać było zniechęcenie. Nieoczekiwanie jednak, przed szereg mieszkańców wystąpił starszy, czarnoskóry mężczyzna, wyglądający zupełnie jak woźny.
- Panie władzo, od czterdziestu lat mieszkam w tym budynku. Tutaj nigdy nie było mieszkania. Na tym piętrze zawsze były dwa lokale... Nie potrafię tego wytłumaczyć, ale to mieszkanie pojawiło się tej nocy. Wcześniej w miejscu drzwi była ściana... Poza tym, pewnie zwrócił Pan uwagę na klamki, prawda? - spytał dość niepewnie staruszek. Sierżant skinął głową, po czym wskazał palcem na znajdujące się na klamce od drzwi łazienkowych inicjały. Woźny uśmiechnął się blado.
- Pracowałem tam przez trzydzieści lat jako odźwierny, aż do emerytury... To były piękne czasy... - nim zdążył skończyć, Simon wyciągnął zza pasa pistolet, po czym wystrzelił do każdej z szyb w oknie. Rozległ się trzask rozbijanego szkła, a na ulicę posypały się odłamki. Nie minęła sekunda, a sierżant, wraz z Howardsem biegli czym prędzej na dach. Stojący tam O'Brian był kompletnie przemoczony. Simon wyrwał mu z ręki pręt, obwiązał go sznurem, zaklinował między dwoma kominami, a następnie drugi koniec sznura przewiązał sobie wokół pasa. W chwilę później, ku przerażeniu obu towarzyszy, przewieszał się już za krawędzią dachu.
- Tak jak myślałem Jim... Ani śladu szkła ani rozbitych okien... Zdaje się, że zaraz... - nie dokończył jednak, gdyż na dach wbiegł kolejny funkcjonariusz.
- Panie poruczniku, mamy wezwanie z Hotelu Excelence. Była tam jakaś strzelanina. Znaleźli...
- Zabitą kobietę i kilkanascie osób w tym samym pokoju? - przerwał mu Howards. Policjant potwierdził słowa przełożonego. W chwilę później cała czwórka była z powrotem na trzecim piętrze. Między mieszkaniami 10 i 11 była tylko ściana.

* * *

O'Brian wolał zostać przed hotelem. Wiedział doskonale co znajduje się na czwartym piętrze hotelu, więc nie kwapił się do łażenia za Howardsem i Andrewsem. Postanowił poczekać przy samochodzie, paląc spokojnie papierosa. Ku jego zadowoleniu, deszcz już nie padał. Dochodziła piąta rano, słońce powoli wschodziło, co o tej porze roku było ewenementem, ale na policjancie nie wywarło większego wrażenia. O wiele bardziej zastanawiający był widok chłopca w letnim ubraniu, który z tobołkiem na plecach szedł chodnikiem w kierunku hotelu. O'Brian obserwował bacznie jak malec krok po kroku jest coraz bliżej budynku i jego samego, jednak zachowywał spokój. Malec, mający na oko góra dziesięć lat, przeszedł obojętnie obok niego i kierował się dalej w stronę słońca, policjant chwycił go jednak za ramię i zatrzymał. Chłopiec spojrzał na niego swymi niebieskimi jak letnie niebo oczami, przeczesał swą jasną blond czuprynę, po czym uśmiechnął się wesoło.
- Skąd idziesz, chłopcze? - spytał go O'Brian, zastanawiając się skąd właściwie wytrzasnął takie głupie pytanie.
- Z ciemności. - odpowiedział malec, wskazując jednocześnie kierunek, gdzie wciąż była noc. Zaintrygowało to Jacoba O'Briana, który kompletnie nie wiedział już dlaczego w zasadzie rozmawia z tym dzieciakiem.
- A co tam robiłeś? - palnął znów zanim zdążył pomyśleć o czymś sensowniejszym. Chłopiec zamyślił się słysząc to pytanie.
- Pilnowałem złych myśli. - odpowiedział tajemniczo. O'Brian spojrzał ponownie w kierunku ustaępującej nocy, jednak wciąż nie mógł wymyśleć żadnego mądrego pytania. Postanowił więc spytać chłopca o imię. Gdy odwrócił głowę w jego kierunku, dzieciaka już nie było. Zamiast niego zobaczył oddalającycego się mężczyznę w czarnym płaszczu i kapeluszu, obok którego szedł, o ile O'Briana wzrok nie mylił, równie czarny wilk lub wilczur. Nim policjant zdążył cokolwiek zrobić, z hotelu wybiegł Andrews.
- Chyba mamy podejrzanego. Świadkowie mówią, że przed samym zajściem widzieli mężczyznę z wielgachnym czarnym psem. - niemal krzyczał Simon. O'Brian odruchowo spojrzał wzdłuż ulicy, ale ani faceta, ani psa już nie było.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum www.sklepfeniks.fora.pl Strona Główna » Opowiadania własne » Zieleń podgórskich łąk
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group