FAQ Zaloguj
Szukaj Profil
Użytkownicy Grupy
Zaloguj się, by sprawdzić wiadomości
Rejestracja
Untitled
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu
Forum www.sklepfeniks.fora.pl Strona Główna » Opowiadania własne » Untitled
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat  
Autor Wiadomość
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Pią 18:07, 20 Lis 2009    Temat postu: Untitled

Pierwszy rozdział opowiadania pisanego w nieco innych realiach średniowiecza. Trochęoklepany temat, ale jak napiszecie że siępodoba to napiszę więcej Twisted Evil Rolling Eyes .
__________________________

Rozdział I
Koronacja

Vetreh’er’landia to bogaty kraj o statusie korony rozciągający się szeroko nad morze północnym i sięgającym aż po góry granitowe, góry rozpusty i góry skaliste. Ma bardzo bogatą sztukę, kulturę a także mitologię. Siła militarna oraz gospodarcza robi z niego potężnego sojusznika i trudnego przeciwnika zarazem. Kraj ten jako pierwszy wyrwał się z mroków barbarzyństwa. (Kroniki wszechwiedzy pani czasu Kor’en’sary).

W przededniu koronacji w całym pałacu mówiło się tylko o tym. Ludzie wymyślali najbardziej nieprawdopodobne scenariusze a służki mówiły o tym królowi. I tak piękna ceremonia miała się składać jedynie z ludzkich marzeń. Niemal wszystkie komnaty i pokoje w pałacu i sąsiednim małym dworku w ogrodzie były pozajmowane przez gości. A gośćmi była przede wszystkim najbogatsza szlachta i magnateria. Przybyli oni nie tylko z kraju żeby podlizać się przyszłej Królowej, ale także z poza jego granic, aby nawiązać ciepłe i życzliwe stosunki dyplomatyczne. Służba plątała się niczym mrówki, aby wszystko było gotowe. Jednak przy takiej ilości gości, szczególnie z zza granicy, potrzebna była szczególna ochrona, tym bardziej, że chodziło o życie przyszłej Królowej. Stąd po pałacu błąkało się kilka cichych, zakapturzonych postaci. Nie byli oni zbyt lubiani przez gości jednak według króla było to niezbędne minimum. Oczywiście im wierzono. Ale żeby zdobyć takie zaufanie, co dzień musieli poddawać się sondom psychicznym magów na zamku. I tak, chociaż tu dopiero dwa tygodnie, już ośmiu z nich zostało ściętych. Jednak mimo tego, że sam król im wierzył ludzie pałali do nich zaciekłą nienawiścią… Jednak nie byliby potrzebni gdyby nie istniało żadne zagrożenie. Przed koronacją schwytano łącznie siedmiu skrytobójców. Trzem udało się uciec, jeden zginął podczas ucieczki, dwóch zmarło podczas zbyt bolesnych tortur, a jeden ostatni został torturami doprowadzony do zdradzenia prawdy, że został wynajęty przez władcę pobliskiego księstwa, które królewna, gdy tylko się o tym dowiedziała, przysięgła zmiażdżyć tuż po swej koronacji. A potem własnoręcznie poderżnęła mu gardło.

_~*~_

Tak więc nadszedł dzień koronacji. Gdy królewna wstała rano była otoczona mrocznymi postaciami w szatach początkowo przeraziła się i chciała krzyczeć, lecz szybko się opanowała i postanowiła przywitać panów:
- Wi-wi-witajcie? – powiedziała to cicho i drżącym głosem.
Szereg stojących na baczność tylko spoczął, po czym znowu zasalutował z przytupem wykonując gest przyjęcia rozkazu.
- Ach, no tak wy nie mówicie. – stwierdziła po czym wstała. Niewiarygodnie szybko wokół niej został utworzony idealny krąg. Królewna strapiła się, jednak chwile potem zmieniła zdanie. Otóż nagle w komnacie nastąpił brzdęk cięciwy i słychać było świst małego, najprawdopodobniej zatrutego bełtu. Jeden z ochroniarzy cofnął się o krok jak gdyby nigdy nic, podczas gdy inny nagle zniknął. Nagle ten pierwszy upadł w milczeniu na ziemię, po czym rozległ się dźwięk ciężkiego ciała spadającego z wysokiego dachu. Ten drugi pojawił się znowu przyklęknął przed królewną, wstał i wręczył jej kuszę. Jednak, gdy klęczał wydawało jej się, że widzi psią kufę wystającą spod kaptura. Nie to tylko złudzenie optyczne. Naprawdę była zmęczona przygotowaniami. Wzięła kuszę do ręki, po czym, nie bardzo wiedząc, co z nią zrobić roztrzaskała ją o ziemię. Ochroniarz skłonił się i wrócił do szeregu.
- A co z nim? – zapytała nieco, jak później stwierdziła, naiwnie jednak została zignorowana, a ciasny okrąg wokół niej poszedł w kierunku łazienki gdzie rzeczywiście miała zamiar się udać.
- Sondują mnie? – spytała sama siebie – Niee po prostu znają mój plan dnia…
Gdy otworzyła drzwi do łazienki większość ustawiła się przed drzwiami jednak dwóch weszło do środka razem z nią. Jak zauważyła jednym z nich był ten który zabił zamachowca.
- I co będziecie tu tak stać? – zapytała z nadzieją że zaprzeczą. Oni jednak wykonali jedynie ten sam gest, co wcześniej a królewna stwierdziła, iż jest to potwierdzenie. Co dziwniejsze grupka przed drzwiami też wykonała ten gest.
- Ej no panowie trochę prywatności. – powiedziała na co cała grupa odpowiedziała tym swoim gestem i jeden odwrócił się twarzą do okna a plecami do niej. Jednak ten drugi, ten, który zabił mordercę dalej stał w tej samej pozycji.
- Mówiłam też do ciebie! – stwierdziła gniewnie, jednak ten ją zignorował. Choć niezbyt jej się to uśmiechało zaczęła się przebierać. Jednak kaptur ochroniarza się nie ruszał, co oznaczało, iż nie śledził jej wzrokiem… Jeśli w ogóle miał oczy. Na stoliku obok leżały jej szaty. Nałożyła je i wyszła z łazienki. Jeszcze na chwilę zatrzymała się w pokoju. Na stole leżał sztylet z wygrawerowanym „V”. Podniosła go, zmierzyła wzrokiem, po czym wbiła w marmurowy stół. Sztylet błysnął granatowym światłem w momencie uderzenia i przebił stół na wylot. Królewna tylko podniosła brwi z uznaniem, schowała sztylet w pochwie leżącej na stole i przypięła ją sobie do pasa. Po drodze do jadalni Gwardia Strażników, bo tak mówiono na królewskich ochroniarzy, zabiła jeszcze dwóch skrytobójców oraz jednego szpiega. Tym razem jednak zabójcy nie naciągnęli jeszcze cięciw. Co ciekawsze jeden z nich był mrocznym elfem. W samej jadalni królewna zjadła tylko dwie z pięciu potraw gdyż w dwóch odkryto truciznę a jednej nie lubiła.
- Szczerze mówiąc mam już dość - oznajmiła królewna po odkryciu dwóch zatrutych potraw.
- Pani proszę się nie denerwować, gdy zostaniesz Królową nikt nie podniesie na ciebie ręki – odpowiedziała jej kucharka.
- Nie, nie o to mi chodzi. Mogę żyć jak sarna wciąż uciekając przed myśliwymi. To nie takie złe. Chodzi mi o ten szpinak. Przesadzasz. Naprawdę muszę go jeść na śniadanie, obiad i kolacje?
- Tak szpinak jest bardzo…
- Tak wiem szpinak jest zdrowy a ja muszę być zdrowa. Ale na imię mego ojca, co za dużo to nie zdrowo!
- Ależ…
- Milcz!
- Tak pani.
Królewna wstała i skierowała się ku wyjściu. Mimo wszystko była głodna a w brzuchu burczało jej niemiłosiernie. W sumie skłonna była odwrócić się przeprosić i zjeść szpinak… Ale właśnie o to chodziło. Przeprosić. Przyszła Królowa nie mogła sobie pozwolić na słabość czy uległość. W tym momencie protesty jej brzucha chyba doszły do skutku, bo jeden z jej ochroniarzy wyciągnął doń dłoń z małym, kanciastym brązowym przedmiotem. Zmarszczyła brwi i ugryzła kawałek. Czekolada. Jednak ta, którą do tej pory jadła była ciemniejsza i bardziej gorzka. No i była droga, i przywożono ją z bardzo daleka, więc królewna nie mogła zrozumieć skąd ten sługa ma jej aż tyle. I dlaczego jest aż tak słodka i smaczna. Oraz dlaczego on jej to oddał tak bez niczego, bez zapłaty.

_~*~_

Tak to była chwila koronacji. Już za chwilę miała wkroczyć do sali balowej, zasiąść na swym tronie jej ojciec miał jej włożyć na skroń swoją własną koronę, a stary diadem miał zostać zniszczony. Już w momencie założenia korony miała stać się nietykalna. Według legendy pierwszy król-mag Khar’ah ten sam który wyprowadził swój lud z barbarzyństwa włożył na głowę swej żony magiczną koronę która sprawiła że tej nikt nie mógł zabić, ani nawet dotknąć. Jednak z powodu potężnej miłości, która zrodziła się między królem a Królową korona straciła dużo swej mocy, przez co Królową mogły zabić dwie rzeczy: starość i miłość. Legenda czy nie, w koronie Królowa mogła stanąć przed balistą, dostać w serce i przeżyć. Jednak w tym momencie królewnę na ziemię ściągnął głos jej ojca.
- Cóż to? Damie nie przystoi nosić broni. A już w szczególności sztyletu. Toż to broń plugawych tchórzy!
- Ale…
- Żadnych ale i bez dyskusji. Jako twój ojciec konfiskuje ci to. No patrz ci los nie dość, że sztylet to jeszcze magiczne – westchnął jej ojciec – Za moich czasów…
- Tato!
- No już dobrze, już dobrze.
Wrota prowadzące do sali balowej rozwarły się. Królewna dumnie kroczyła w stronę tronu. Jeszcze jeden świst i kolejny ochroniarz leżał martwy u jej stóp. Tak jak ją poinstruowano nie zwracając na to uwagi dumnym krokiem przeszła nad nim. Huk gdzieś z prawej. Tak to skrytobójca. W szeregu z powrotem pojawił się ochroniarz. Wydawało jej się, że zabójców zabijał cały czas ten sam strażnik. Jeszcze nie doszła do połowy drogi dzielącej jej od tronu a już gwardziści unicestwili kolejnych dwóch cichociemnych. Król wyglądał na zmartwionego. Po raz pierwszy aż tylu skrytobójców starało się pozbyć jednego z członków rodziny królewskiej. Jeszcze świst i martwy ochroniarz i kolejny huk ginącego skrytobójcy. Kątem oka spojrzała w prawo. Niedobrze, zbili jej ulubiony witraż. Gwardzista od unicestwiania wrócił w szeregi. W trzech czwartych drogi zabito jeszcze jednego zabójcę. Królewna była mocno zaniepokojona, jednak nie okazywała tego i dumnie kroczyła naprzód. Gdy stała już przy tronie obróciła się i wzniosła ręce jakby chciała wszystkich powitać. W tym momencie z sufitu zaczął sypać się idealnie biały puch najwyższej jakości. Usiadła na tronie a jej ojciec z łzą w oku kroczył ku niej niosąc koronę. Tylko nad nim zamiast pierza sypały się krwistoczerwone płatki róż. W ten sposób za nim ciągnęła się niczym szata, albo dywan czerwona wstęga na białym tle. Gdy był już w połowie drogi rozpętało się piekło. Setki brzdąknięć kusz złożyło się w jedno agresywne buczenie niczym gigantyczny szerszeń niosący śmierć. Królewna pierwszy raz była aż tak przerażona. U jej stóp jeden za drugim padali Gwardziści. Oprócz jednego, który stał i niczym się nie przejmował. Słyszała złowrogi brzdęk, który nie chciał się skończyć. Kusze samopowtarzalne. Gdzieś przed nią mignęła kula ognia. No cóż, ktoś przynajmniej był oryginalny. Z przerażeniem patrzyła jak kończą się jej strażnicy. Gdy ostatni padał u jej stóp naszpikowany strzałami, bełtami oraz zatrutymi strzałkami ten, który dotąd stał jakby nigdy nic drgnął. A przynajmniej tyle widziała królewna. Inni widzieli jak Wystawia nogę w tył. Potem już widać było jak jego pysk wtapia się w dziewczynę jak w masło. Otwarty pysk. Pies w płaszczu przeleciał przez królewnę na wylot, jednak później jego szczęki były już zwarte. Niedoszła Królowa Upadła na ziemię bez czucia, a w tron powbijały się liczne pociski. Ostatni Gwardzista wyskoczył przez zbity witraż. Skrytobójcy jak jeden mąż przerwali atak, dając żołnierzom króla czas na obezwładnienie. Król stał jak wryty. Jak to możliwe, że sonda zawiodła? Wiedział, że ten akurat gwardzista miał tylko jedną, czystą i wyraźną myśl.
Uratować królewnę przed śmiercią.
Zdumienie jednak szybko przerodziło się w gniew. Podszedł do wybitej okiennicy i dostrzegł cień znikający w lesie. Mimo wszystko wzbudził w nim podziw fakt, że sala balowa znajdowała się na wysokości stu metrów. Chciał pobiec za zbrodniarzem, ale do licha, nie w zbroi płytowej.

_~*~_

- Masz go zmasakrować tak żeby nie został po nim ślad – rzekł człowiek w ciemno zielonym habicie. Habit mógł nosić każdy pod warunkiem, że miał pieniądze na jego zakup.
- Bez obaw, panie, sama Elorin nie da rady go wskrzesić – odpowiedział wykwalifikowany skrytobójca ważąc ciężką sakiewkę w dłoni.
Mimo wszystko klient był zadowolony ze swego interesu. Ci idioci nie myśleli chyba, że tak łatwo ściągną przyszłą Królową.

_~*~_

Teneb przewracał się wyraźnie śniąc o czymś strasznym. Jako zwykły wieśniak nie mógł wiedzieć, że już niedługo skosi coś więcej niźli zboże. Cały był skropiony gęstymi plamkami potu, jak otruty wijący się w ostatecznej agonii. Nie był świadomy wiszącego tuż nad nim kruka o wyraziście błękitnych oczach, posłańca bogów. Śniąc nie wiedział nawet, że ma otwarte oczy…
_____________________________
Oczywiście KONSTRUKTYWNA krytyka miło widziana. Urządzam także konkurs (bez nagród Evil or Very Mad) na nazwę dla opowiadania, które MOŻĘ zamieni się w książkę (może).


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue dnia Sob 15:28, 17 Kwi 2010, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Pon 20:04, 23 Lis 2009    Temat postu:

Kilka osób już tu było... Jak już wchodzicie to napiszcie czy wam się podoba czy nie, żebym wiedział czy dalej pisać Razz

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Kube
Administrator



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 381
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Nie 19:24, 29 Lis 2009    Temat postu:

Spoko, calkiem spoko. Co do konstruktywnej krytyki, to brakuje troche interpunkcji (pare przecinkow na przyklad), ale to Ci przyjdzie z czasem Wink
No i jak na moj gust to tych skrytobojcow bylo troche za duzo, w co drugim zdaniu umieral jakis skrytobojca praktycznie Smile Zamach, w tym wypadku na krolewne, powinien w czytelniku wywolac jakies emocje, ale przy tej ilosci zamachow i skrytobojcow staje sie to po prostu monotonne i czyta sie to jak zwykle opisy krajobrazu Smile Zdecydowanie mniej zamachowcow, ale za to obszerniejsze opisy prob zgladzenia krolweny - moze bys bardziej w ta strone sprobowal ??


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Pon 16:19, 30 Lis 2009    Temat postu:

spoko, inerpunkcje mi WORD sprawdzał Very Happy. Pamiętaj że Kraj Królowej jest wielki, wszyscy próbują sięgo pozbyć

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Śro 12:25, 02 Gru 2009    Temat postu:

Drugi rozdział Very Happy. Dziękuje Kube za odpowiedź i konstruktywną krytyke. Czekam na propozycję tytułu Razz
__________________________________________
Rozdział II
Nowe życie

Dominująca rasa, jaką są ludzie wierzy w wielu bogów. Choć w wielu aspektach się myli, ogólny zarys mitologii jest poprawny. Panteon składa się ze 169 bogów (13 x 13) z których wiele jest powiązanych związkami rodzinnymi, lub innym typem relacji. Jedynym wyobcowanym bogiem jest Vliis. Jest To bóg wody którego kult przybył z daleka. Jest on tak tajemniczy, że niektórzy chcą go usunąć a jego domenę przekazać Kreaybin, bogini wiatru. (Kroniki wszechwiedzy pani czasu Kor’en’sary).

- Ależ Pani! To zadanie to dla mnie zbyt wiele!
- Kimże jesteś żeby to osądzać wieśniaku?
- Ale ja…
- Zamilcz! To ja wydaje tu rozkazy!
- Tak Pani.
Tyreya nawet dla wybrańców była niemiła i władcza. Szczerze mówiąc nienawidziła swojej funkcji. Była pośrednikiem między ludźmi a bogami. Według niej jednak zaszła pomyłka. Nie nadawała się do tego. Jej jasna, delikatna skóra była stworzona dla wyższych celów. Dobrze, że chociaż miała kruki.
Znajdowali się na wielkim polu zbudowanym wyłącznie z chmur. Gdzieniegdzie, jakby na kształt kwiatów spomiędzy obłoków wyłaniały się drobne promyki słońca, oświetlając budzący się świat. Nad ich głowami widniała bardzo malutka ziemia. Oczywiście była to tylko iluzja. Co prawda bogini mogła zrobić sobie coś takiego, jednak nienawidziła ziemskiego powietrza. Było takie brudne i śmierdzące. I już go ktoś używał… Bogini nie przystoi oddychać powietrzem z odzysku.
- Pamiętaj śmiertelniku. Teraz się obudzisz. Nie krzycz i nie wzywaj egzorcysty. Odetchnij, przemyśl to i znów idź spać. Nikomu nie wolno ci mówić o naszej rozmowie. Gdy przyjdzie czas, dam ci znać, weźmiesz to, co ci na drogę niezbędne i wyruszysz za swym przewodnikiem.
- Tak pani.
- A więc odejdź i wypełnij swą misję – powiedziała to i pchnęła go sztyletem tak, że zaczął unosić się, a raczej spadać. Uwielbiała wielkie wyjścia. Chłopak krzyczał spadając. Skrzywiła się. Miał być cicho. Tymczasem ziemia niebezpiecznie zbliżała się do niego z ogromna prędkością. Na początku zobaczył pola. Potem wśród nich dostrzegł swą wieś. Następnie był już w stanie wyróżnić dach swojego domu. Przeniknął przez niego i zobaczył swoje śpiące ciało.

_~*~_

Obudził się dławiąc okrzyk, jednak wcześniejsze krzyki musiały kogoś obudzić, bo słyszał kroki na schodach. Cały był zlany zimnym potem. Ktoś szarpnął za klamkę i otworzył drzwi. Do pokoju wpadli jego rodzice. Prawdopodobnie mieliby w rękach świece, gdyby było ich na nie stać. A tak, no cóż, pokój pogrążony był w ciemności.
- Co się stało synu? – zapytał jego ojciec. Chłopak podejrzewał, że miał on zmartwioną twarz, jednak z oczywistych powodów nie mógł tego dostrzec.
- Nie nic tylko… - w porę ugryzł się w język - … miałem straszny sen.
- Jutro poprosimy Karlkarda o koło odwołania.
- Nie, naprawdę. To tylko zły sen.
- Złe sny to objawienia demonów – ucięła rozmowę jego matka.
- Dobrze, ale dajcie mi spać.
- Dobranoc synu.

_~*~_

Królewna obudziła się. Otworzyła oczy i od razu je zamknęła. Przetarła oczy i znów otworzyła. I znów to samo. Znów widziała wilka w pelerynie.
- Ki-kim jesteś?
W odpowiedzi wilk podał jej tylko dziwny naszyjnik. Czarny rzemień zwieńczał wspaniały, lecz mały, ciemno-zielony kryształ w kształcie wydłużonego ośmiościanu. Drgnął zachęcająco ręką. Na szyi miał taki sam. Kryształ tłumaczenia czy ki diabeł? Chwila. Z tego, co wiedziała to magia kryształów była zakazana. Tylko nie mogła sobie przypomnieć dlaczego. No nic. W wyjątkowych przypadkach rodzina królewska mogła złamać prawo. A to był wyjątkowy przypadek. I ona była Królową. A może nie?
- Co w ogóle się stało? – myślała – Nieważne. Na pewno ten wilk mi to wyjaśni.
Wyciągnęła rękę po naszyjnik i nagle z krzykiem ją cofnęła. Ten niby-wilk zmarszczył nos. Miał wyjątkowo czuły słuch. Jednak królewna się tym nie przejęła. Już sobie przypomniała, co takiego zakazanego jest w kryształach. „Żeby stworzyć na przykład kryształ wspomagający kule ognia trzeba w nim zakląć dusze co najmniej dwóch magów ognia. Im więcej tym większą moc posiądzie amulet.” To był fragment jakieś starej księgi. Więc żeby powstały te dwa tak małe kryształy duszę stracić musieli co najmniej czterej tłumacze. To było dla niej odrażające. Wilk ponaglił ją ruchem ręki. Widać że się spieszył. Teraz i ona usłyszała uderzenia butów na drewnianych schodach. Zaraz, zaraz. Drewnianych? Gdzie była? Dopiero teraz rozejrzała się po pomieszczeniu. Był to bardzo mały pokoik, z jednym łóżkiem, stolikiem, dwoma krzesłami i kocem na podłodze. Tawerna?

Błysk

Została ogłuszona. Straciła przytomność. Ostatnia jej myśl brzmiała: „Dobrze chociaż że ten pies spał na podłodze.”

_~*~_

Wilk wyskoczył przez okno chowając kryształ do kieszeni, akurat w momencie otwarcia się drzwi. Jeden z zatrutych noży przeleciał za jego karkiem zrywając kępkę czarnej sierści. Mimo woli w myślach pochwalił go za celność i ostrość noży. Za to sklął go za hałas, partactwo i nieostrożność. No i tylko upewnił go, że ktoś go ściga. Skrytobójca podbiegł do okna i głośno zaklął. Zobaczył już tylko sylwetkę znikającą w cieniu. Kierował się do południowej bramy. To oznacza, że wyjdzie wschodnią. Albo ma własne wyjście. Niedoszły zabójca i tak nie zastawiał pułapek.

_~*~_

Teneb wracał do domu z koszem pełnym zboża. Był to typowy dzień, typowego żniwiarza. W sumie całkiem dużo udało mu się dzisiaj skosić, więc był szczęśliwy. Dzień był piękny i słoneczny. Ciepły jesienny wiatr muskał lekko jeszcze nie ścięte łany. Słowem istna sielanka. Jednak jak to zwykle bywa ten nastrój nie mógł trwać długo. Kosz ze zbożem zwisał mu luźno na jednym ramieniu. Nagle spadł na ziemię rozsypując pszenicę. To, co ujrzały jego oczy było straszne. Cała jego wieś zamieniła się w jedno wielkie pogorzelisko, nie oszczędzając nawet jednego budynku. Po środku stał tron, na którym siedział dumnie wielki kruk, który wpatrywał się w niego wielkimi błękitnymi oczyma. Kruk był atrybutem Tyrey’i. Upadł na kolana i gorzko zapłakał. Dlaczego znak bogini musiał być aż tak brutalny? Wszędzie leżały się ludzkie zwłoki. Kruk przemówił ludzkim głosem:
- Tylko ty przeżyłeś, wybrańcu. – wyraźnie użył słowa wybraniec jako zarzutu, oskarżenia.
- Ale dlaczego?
- Bo taka była wola bogów. Od dzisiaj będziesz wiódł nowe życie. Życie tułacza.
To powiedziawszy jego pióra od dziobu aż po ogon zaczęły stawać się granatowe. Gdy ostatnie pióro przestało być czarne, zniknął w kłębie czarnego dymu razem z tronem. Jeszcze w obłoku powiedział:
- Weź tylko ubrania, pieniądze i swoją kosę. Nic więcej, więcej, więcej… - echo powtarzało to słowo jeszcze przez chwilę.
Teneb wstał przyłożył pięść do piersi i rzekł:
- Tak Pani.

_~*~_

Królewna otworzyła oczy. Gdzie była? Ach no tak… porwana przez własnego obrońcę.
Siedziała w ciemnej grocie, zewsząd dobiegało ją ciche kapanie wody. Powietrze było tu wilgotne, a temperatura niska. Królewna zakaszlała. Jak nic będzie przeziębiona.
- Widzę, że już wstałaś.
Królewna aż się wzdrygnęła słysząc zimny i metaliczny głos. Przed nią siedział porywacz. Skoro go rozumiał to… Szarpnęła się próbując zedrzeć amulet-tłumacza jednak była związana. Wilk siedział i z rozbawieniem obserwował jej starania.
- Gadaj, o co ci chodzi i dlaczego mnie porwałeś! To rozkaz! Jeśli chodzi ci o okup to dam ci dwa razy więcej niźli chcesz i puszczę wolno. Tylko zanieś mnie do ojca… I oddaj moje ciało!
Wilk podrzucił nóż i uśmiechnął się odsłaniając rząd śnieżno-białych zębów. Ich kolor zawstydził królewnę.
- Po pierwsze to ja tu wydaję rozkazy – jakby dla podkreślenia swoich słów jeszcze raz podrzucił nóż – ale dobrze. Wyjaśnię ci wszystko… - tu zmarszczył brwi – w swoim czasie. Teraz możesz wiedzieć tylko tyle: Wbrew temu, co sądzisz nie porwałem cię i nie chcę okupu. Jedyne, na czym mi zależy to życie przyszłej Królowej.
Królewna od razu zrozumiała, o co mu chodzi.
- Nie! Nie pozwolę ci posadzić nikogo na moim tronie!
Wilk znów zmarszczył nos, jednak amulet podpowiedział jej, że chodziło mu o przewrócenie oczyma.
- Ech… ludzie… to, co sprawia, że jesteście wobec siebie tacy zdradzieccy to zgubne poszukiwanie wyższości i władzy… Nie chce twojego tronu. Chce ażebyś to ty na nim zasiadła. Ale nie łudź się, że powiem ci, dlaczego.
- Więc po co mię porwałeś ty… ty…
- Mam na imię Betr’khav a ty?
- Nigdy nie zdradzę ci swego prawdziwego imienia ty ścierwo.
- Po pierwsze, przyszłej Królowej nie wypada tak mówić. Po drugie, jeśli nie chcesz mi podawać swego imienia to, choć powiedz jak się mam do ciebie zwracać.
- To proste: wasza wysokość.
Tutaj wilk parsknął śmiechem.
- Wasza wysokość? Spójrz na siebie! – tu wyczarował przed nią małe lustro – masz z metr czterdzieści wzrostu.
Królewna wiedziała, że nie jest w swoim ciele, ale nie wiedziała, że jest aż tak źle. Była bardzo niska, miała piegi, niegdyś czarne, piękne i błyszczące włosy dziś były tylko poszarpanymi rudymi kołtunami. Na swój specyficzny sposób miało to jakiś wiejski urok, ale jej to nie ruszało.
- A-a-ale co się ze mną stało?
- Nic się nie stało. To jesteś nowa ty. To jesteś ty. Otrzymałaś nowe życie rozumiesz?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Kube
Administrator



Dołączył: 25 Sty 2009
Posty: 381
Przeczytał: 0 tematów

Pomógł: 5 razy
Ostrzeżeń: 0/5


 Post Wysłany: Czw 17:47, 03 Gru 2009    Temat postu:

Kontynuuj, robi sie ciekawie Smile

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Czw 19:56, 03 Gru 2009    Temat postu:

Za pochwałę ARIGATO.

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Nie 20:13, 06 Gru 2009    Temat postu:

A następny rozdział wyślę jak napiszę.

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Czw 16:48, 10 Gru 2009    Temat postu:

Jak narazie 3, najdłuższy rozdział. Po tym poście znacznie zmniejszy mi się częstotliwość piasania, więc z góry przepraszam.
______________________________________________
Rozdział III
Tarcia i przyjaźnie

Rok kalendarzowy tego świata ma 13 miesięcy po 39 dni każdy, co razem daje 507 dni. Miesiąc dzieli się na 6 tygodni po 6 dni, po czym następują 3 dni potocznie zwane „połóweczką”. Są to dni wolne od pracy a jednocześnie czas na spłatę podatków, uzupełnienie rachunków i inne czynności związane z pracą. Przez ten okres pół tygodnia należy także oddać cześć konkretnemu bóstwu w świątyni. (Kroniki wszechwiedzy pani czasu Kor’en’sary).

Szli już od wielu godzin. Mimo wszystko królewnie imponowała sprawność fizyczna jej nowego ciała. Jeszcze nie do końca je rozumiała, jednak było na tyle podobne, że nie było to dla niej jakimś problemem. Co jakiś czas wilk wyrażał swoje niezadowolenie z powodu jej tempa marszu. No cóż, to nie jej wina, że miała takie krótkie nogi. Szli doliną pomiędzy dwoma groblami, co chroniło ich przed wiatrem.
- Co masz zamiar teraz zrobić… Betav tak? – zapytał chcąc skrócić niemiłą ciszę
Westchnął tak głęboko, że niedoszłej monarchini ciarki przeszły po plecach.
- Mam na imię Betr’khav. A dokąd zmierzamy dowiesz się potem. Poza tym, nie marnuj czasu na bezcelowe pytania.
- To strasznie… - powstrzymała się żeby nie powiedzieć „głupie” - … dziwne imię… jak brzmi zdrobnienie?
Tym razem popatrzył na nią z niedowierzaniem.
- To jest zdrobnienie. Pełne imię brzmi: „ Ktah’betr’ul’khav”.
Dziewczyna nawet nie próbowała tego wymówić, bo i po co? Jeszcze by go obraziła.
- Eee… I tak tego nie wymówię. Wszyscy twoi rodacy mają takie zawiłe imiona? Chciałabym się czegoś więcej o was dowiedzieć.
- Niestety. Znaleźliśmy się w złym miejscu, w złym czasie. Ale odpowiedź brzmi tak. Tak właśnie brzmi większość imion.
Zamyślił się na chwilę. Szli w milczeniu przez pewien czas. W końcu to on przerwał ciszę:
- Myślę, że mogłabyś mnie tytułować zamiast wołać po imieniu. Tak będzie łatwiej.
Królewna oburzyła się nieco, jednak stwierdziła, że pewnie i tak będzie to najłatwiejsze do wymówienia, więc zapytała tylko:
- A jakże brzmi twój tytuł?
- Jestem zastępcą wicesekretarza spraw zewnętrznych, jakby to brzmiało w waszym ludzkim języku, jednak u nas mówi się na to Grug’huv
Westchnęła.
- A mogę cię tytułować Grug?
- Hmm… - zamyślił się – w sumie to tak. A jak ja mam się zwracać do ciebie? Masz jakieś imię?
- Jestem Lilitha von Rester – powiedziała by zaimponować mu nazwiskiem – ale możesz mi mówić Lily.
- Twoje imię jest takie proste, Lilitha…. Lily.

_~*~_

Teneb już od czterech dni był w drodze. Był zmęczony, głodny, buty mu przemokły a na domiar złego podarł ulubioną koszulę, gdy chciał upolować królika kosą. I jak na razie odkrył, iż nie da się tego zrobić. A innych narzędzi niestety nie miał pod ręką. Obiecał sobie, że gdy przestanie mu się śpieszyć zrobi sobie łuk, jednak chwilowo musiał jak najszybciej dotrzeć do Deatrach. Było to średniej wielkości miasto kupieckie, które w przeciwieństwie do innych zimą zaczynało tętnić życiem gdyż przychodzili tam nomadzi z gór i sprzedawali ser, wełnę, skóry, namioty i inne wyroby ręczne. Normalnie nawet nie śniłoby mu się tam iść, tym bardziej późną jesienią, jednak Tyreya powiedziała, że tam właśnie będzie ta dwójka. Przystanął na chwilę, aby złapać oddech. Czasami zastanawiał się, co by się stało gdyby porzucił swą misję. Pewnie jego Pani zniszczyłaby mu duszę… Ciekawe dlaczego nie przeniosła go magicznie do Deatrach, tylko kazała mu iść pieszo. No cóż, pewnie przy takiej ilości bogów nawet ich obowiązywały pewne zasady. Ruszył dalej. Wielobarwne liście spadały z drzew wprawiając świat w ciekawy taniec. Teneb, gdy był mały, zawsze zastanawiał się, dlaczego nie ma niebieskich liści. Nagle gdzieś na drodze przed nim pojawiła się staruszka mocno okutana w szaro-brązowy płaszcz. Ponieważ tak nie miał nic lepszego do roboty postanowił zapytać się o drogę. Jesienny nastrój uspokajał go i pozwalał zapomnieć na chwilę o pośpiechu. Oddychał głęboko. Był zmęczony i chciało mu się pić. Będąc nie dalej niż metr od staruszki odezwał się:
- Przepraszam Pani, którędy do Deatrach.
Kobieta spojrzała na niego zaciekawiona. Coś błysnęło w jej oczach. Był to błysk chciwości, jeden z tych, których Teneb nienawidził.
- Deatrach, Deatrach… To miasto w górach prawda? Och, tak dawno tam nie byłam… Może jakaś drobna moneta poprawiłaby mi pamięć?
Młodzieniec westchnął. Wiedział, że tak będzie.
- Masz kobieto jednak, jeśli skłamiesz to rozedrę cię tą kosą – zagroził podnosząc zakrwawione narzędzie. Staruszka nie musiała wiedzieć, że ta krew pochodzi z jego zranionego boku. Nigdy potem nie zrozumiał jak mu się udało ją tam wbić. Na szczęście nie trafił w żaden organ witalny i miał przy sobie bandaże. Znaczy zapasową koszulę, ale posłużyła za bandaże. Nigdy jej nie lubił.
- Dziękuje, o szczodry przybyszu. Deatrach znajdziesz, gdy tylko drogą na północ podążysz – mówiła głosem zawodowej wróżki.
- Eee… znaczy mam iść prosto? – zapytał jak prawdziwy mężczyzna ze wsi.
- Tak – odpowiedziała nieco poirytowanym tonem.
Szedł dalej lekkim i spokojnym krokiem. Zbliżało się dopiero południe, a do Deatrach był już tylko jeden dzień drogi. W rzeczywistości, wiedział dużo lepiej od ex-wróżki gdzie jest północ, ale chciał jej dokuczyć. Nie lubił tego typu ludzi. Za podanie brzytwy, też kazałaby pewnie płacić tonącemu. Uśmiechnął się do swoich myśli. Spodobało mu się to porównanie. Czasem potrafił dowcipkować. A przynajmniej tak mu się wydawało…

_~*~_

Nagle Grug zatrzymał się i złapał Lily za ramię tak gwałtownie, że ta o mało się nie przewróciła.
- Ćśś… - rzucił z dezaprobatą.
- Co mhmhmmm – nie dokończyła bo towarzysz zatkał jej usta. Przy okazji zauważyła, że miał na nich niezwykle szorstką sierść. Puścił ją, schylił się, wyskoczył i złapał strzałę w locie. Następnie odbił się od sporego głazu i wleciał w pobliskie krzaki. Dało się słyszeć tylko zduszony krzyk, po czym wilk wyszedł z zarośli z ręką w zębach. Co prawda rozluźniła już ona chwyt, jednak zwisała na niej sporych rozmiarów kusza. Taka, w jakiej używano strzał.
- Dobrze, że nie użył bełtu – zaczął towarzysz – nie umiem takiego złapać locie.
- A dlaczego nie użył skuteczniejszej broni?
- Jeśli kiedyś go spotkamy to go zapytaj – rzucił, a widząc pytające spojrzenie dodał – uciekł dzięki runom tęsknoty. Co ciekawe, ich wykonanie zawsze zajmuje tyle samo czasu co dojście w to miejsce szybkim marszem plus jakieś dwie godziny postoju. I wyczerpuje podróżnika dokładnie tak samo. I jest strasznie droga – skończył wyliczać i pogrążył się we własnych myślach. Nieświadomie przeżuwał przy tym rękę zamachowca.
- Powinniśmy zastosować jakiś system wczesnego ostrzegania – rzekł po chwili – hmm… Załóż to – rzekł wyciągając z kieszeni dwa amulety na idealnie czarnych rzemieniach. Były one naturalnie czarne, niebarwione. Na końcu każdego zwisał krwistoczerwony kryształ.
- Co to… - ledwo powstrzymała swoją ciekawość, zasady moralne wzięły górę – nie!
- Ech… Ludzie i te wasze głupie przesądy. Oni musieli kiedyś zginąć. A tak przynieśli pożytek dla wszystkich pokoleń.
Lilitha rozumiała, o co mu chodziło – kryształy ponoć żyły wiecznie. W końcu ciekawość wzięła górę:
- Czy to prawda, że kryształy są wieczne?
- Nie. Jest tylko jedna rzecz wieczna. I to nie zawsze pod tą samom postaciom. Kryształy trwają trzy, góra cztery milenia.
Niedoszła Królowa od razu połączyła fakty.
- Służysz Vliis’owi prawda? To stąd ten sztylet?
- Tak. Jednak vliss – pogarda dla tego słowa płynęła z jego ust razem z krwią z ręki zamachowca – to tylko wasze zniekształcone imię. Prawdziwe imię byłoby zbyt straszne abyście mogli je wysłuchać.
Ciekawość Lily była zbyt silna.
- Vret sur turss
Było to podstawowe zaklęcie prawdy. Działało tak, że cel mówił to, co miał na myśli. Łatwo je było skontrować lub okłamać, jeśli było się na nie przygotowanym. Lub nosiło amulet ze srebrnego granitu. Zaraz potem poczuła krwawienie i silny ból głowy, kręgosłupa i czuła jakby każde zakończenie nerwowe płonęło. Czuła jak krew i coś jeszcze wypływało z jej uszu, oczu, nosa i ust. Płuca już nie pracowały. Upadła na ziemię, jednak nie straciła przytomności. Widziała, jak Grug otwiera i zamyka usta, jakby coś mówił, jednak nie słyszała słów. Gdy ostatecznie zamknął pysk straciła przytomność.

_~*~_
Błysk

_~*~_

Królewna obudziła się. Nie była w żadnym konkretnym miejscu. Niby widziała znajomy elementy zamku i to one właśnie przeważały. Jednak były też stalagmity z jaskini a nawet tawerna. Były kryształy. Nagle zauważyła, że z lewej stały szeregi ludzi.
- To ludzie, których poznałam przez całe życie – nagle uświadomiła sobie
Najbliżej niej stał wilk. Był zmartwiony i zmęczony. I nad czymś skupiony. Obok niego stałej ojciec. Płakał. Służki chodziły w obdartych łachmanach, jakby zostały zwolnione. Zauważyła też, że zamek jakby się zapuścił. Nikt jej nie zauważał. Nagle ujrzała kulę światła o średnicy około półtorej metra unoszącej się przed nią. Kula nieznacznie zmieniała rozmiary, lecz cały czas była biała. Przyglądały się sobie nawzajem. Kula nie miała oczu, ale Lily to czuła. W końcu się przełamała i zapytała:
- G-g-gdzie ja jestem? I kim ty jesteś – zastanowiła się jeszcze chwilę – i kim ja jestem.
Doskonale to wiedziała, ale próbowała sprawdzić ile wie o niej kula. Ta tymczasem zaczęła przybierać kształty humanoida, choć nadal miała barwę idealnego światła. Gdy tylko ukształtowały się usta rzekła:
- Jesteś na Drodze. Ja jestem Przewodniczką. A ty jesteś S… - nie dokończyła.

_~*~_
Błysk.

_~*~_
Pierwsze, co Lily zobaczyła to bardzo zaniepokojona i zmęczona twarz wilka. Gdy tylko ujrzał, że królewna otworzyła oczy odetchnął głęboko (a przynajmniej tak zinterpretował to kryształ) i przymknął nieco powieki.
- Nie rób tego więcej – warknął – niektórych Imion świat nie powinien usłyszeć – wyraźnie słyszała wielką literę.
- A-a-ale co się w ogóle stało?
Pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Naprawdę tego nie wiesz? O mój Panie, dziękuje za mózg i zdolność interpretacji zdarzeń. A mówią, że to ludzie są rasą inteligentną.
- To nie było miłe.
- Wiem. To, co zrobiłaś też było niemiłe. I głupie.
- Łatwo ci mówić – fuknęła – to nie tobie… eee… no… działy się te różne rzeczy z głową.
- Ech… To, co się stało to nic konkretnego. Wylew oraz napływ płynów ustrojowych do mózgu, co spowodowało implozję czaszki. Standard u ras nie przeklętych. W sumie to powinienem ci powiedzieć. W naszym społeczeństwie obowiązuje surowy zakaz używania tego typu magii. W ogóle o niej zapomniałem.
- A co za to grozi?
- Śmierć.
- Śmierć?! Za takie niewinne zaklęcia?
- Tak. Ogólnie zabroniono używać magii wobec innych osobników.
- Hmm… W między czasie widziałam takie… dziwne rzeczy.
- To też normalne.
- Ostatnio tak nie miałam.
- Bo ostatnio miałem wszystko pod kontrolą. Tym razem prawie cię straciłem. Twoja dusza zaczęła mi już uciekać.
- Hmm… - rzekła po chwili – jak to się stało, że reszta Gwardii Pałacowej najpierw poświęciła życie żeby mnie ratować a potem pozwoliła ci mnie zabić?
Wilk uśmiechnął się w odpowiedzi.
- Naprawdę jeszcze nie rozumiesz? Ech… myślałem, że będziecie inteligentniejszą rasą…
- Ej!
- No, bo taka jest prawda.
- Zapomnij. Więc?
- Chodzi o to, że tak naprawdę, członków Gwardii Pałacowej było czterech, nie licząc mnie. Reszta to moje marionetki, atrapy. Prawdziwych gwardzistów przekonaliśmy żeby wzięli cię za cel i wtedy byli zabijani przez pałacowych magów, lub zdezerterowali i pozostawili nam cię. Swoją drogą, to dziwne, co się dzieje z ludźmi, gdy zobaczą kilka złotych krążków.
W tym momencie nastała chwila głębokiej ciszy. Lily się to podobało gdyż miała czas zebrać myśli.
- No, nieważne – podsumował Grug – ja muszę teraz wypocząć, daj mi tak z pół – chwilę poszukał odpowiedniego słowa – znaczy się, daj mi jakieś dwie godziny. Będziesz miała czas na poznanie nowego ciała. A i jeszcze jedno – podał jej lekką sakiewkę wypełnioną monetami – zakup jakieś jedzenie, jednakże nie bądź rozrzutna, kończy nam się złoto.
Gdy tylko skończył mówić zwinął się w kłębek i zasnął.
- Jak pies – pomyślała dziewczyna. Przez chwilę poczuła sympatię do tej futrzastej śmiesznej kulki. Jednak szybko się opamiętała. Wzięła nóż i podeszła do niego. Podniosła go na wysokość oczu, jednocześnie przestała oddychać, by nie ostrzec wroga. Przyjrzała się ostrzu. Miało jakiś trzydzieści pięć centymetrów i było polakierowane na matowy czarny kolor. Całe, za wyjątkiem krawędzi tnących. Chwyciła go tak jak robili to skrytobójcy na obrazach i w książkach, po czym wzięła spontaniczny zamach, celując prosto w oko wilka. Gdy ostrze znalazło się na odległości dwóch kciuków od zamkniętej powieki Gruga, ten wykonał szybki ruch łapą, chwycił ją za przegub i wykręcił rękę. Nóż, z przerażenia wypadł jej z ręki. Czuła jak kość wygina się do granic swych możliwości. Nagle wilk zwolnił chwyt, warknął i wrócił do pozycji wyjściowej. Rozmasowała z przerażeniem przegub. Wiedziała, że jeszcze kilka milimetrów i złamałby jej rękę. Postanowiła, że już nigdy nie spróbuje go zabić. Wycofała się z komnaty cały czas obserwując wilka, po czym zamknęła drzwi i zaczęła biec po schodach. Pieniądze brzękały jej w kieszeni. Wybiegła na plac i dopiero wtedy odetchnęła i rozejrzała się dookoła. Ludzie jeszcze przez chwilę patrzyli na nią jak na dzikie zwierzę, po czym wrócili do swych obowiązków. Lily zaczęła się zastanawiać czy każdy z jego rasy jest taki. Powoli ruszyła wzdłuż straganów. Postanowiła kupić mu jakieś mięso, żeby nie gniewał się na nią za tamten wyskok.

_~*~_

Teneb wędrował wolnym marszem podziwiając świat. Kiedyś całym jego życiem była mała wioska i kilka pól dookoła. Często, gdy sam kończył ze zbożem pomagał innym. Zazwyczaj plony były obfite, toteż ci „inni” oddawali mu z wdzięczności niewielką cześć zboża. Niby nic a jednak. Zawsze miał talent do koszenia zboża. Był w tym najszybszy w całej wiosce. Nagle wydarzyło się coś dziwnego. Jakiś jegomość w ciemno-błękitnym płaszczu minął go z olbrzymią prędkością, biegnąc. Miał na rękach młodą, uroczą dziewczynkę. Teneb skrzywił się. Taki kosiłby na pewno szybciej od niego. To na pewno był elf. Bo któż inny by tak biegał? Chociaż z drugiej strony, dlaczego elf miałby pomagać zwykłej wieśniaczce, bo tak była ubrana. Nagle z pod płaszcza wypadła mu duża myśliwska kusza. Biegł ciężko, widać było jego zmęczenie. Do kuszy było przywiązane siedem strzał. Było tam też jedno puste miejsce na ósmą. Podniósł ją i zważył w dłoni. Bogini zabroniła mu zabierać coś ze sobą, ale nie powiedziała, że nie może wziąć sobie żadnej znaleźnej zdobyczy. Zresztą ten obcy nawet nie zauważył… Podniósł kuszę i przyczepił sobie do pasa. Na początku była nieco niewygodna, jednak później się przyzwyczaił.

_~*~_

- I jesteście pewni, że to był wilk
- Tak – odpowiedzieli równocześnie bracia wróżbici – Jesteśmy pewni.
Pomieszczenie było dość ekscentryczne. Było tu tak ciemno, że Król ledwo mógł coś przeczytać. Ściany były pomalowane na ciemno-zielony, wszędzie wisiały bycze czaszki. Izba była niewielka i kwadratowa. Po środku stał stół a przy nim cztery krzesła, po dwa po przeciwległych stronach. Król stał i rozmyślał. Bliźniacy nadal siedzieli. Korona ujmowała mu wieku, choć miał sześćdziesiąt osiem lat. Nikt jednak nie wiedział jak był stary. A po utracie jedynego dziedzica poprzysiągł zemstę. Martwiło go jednak to, że wrogiem okazały się wilki. Wiedział o nich niewiele. W tej jednej chwili pamiętał tylko dwie konkretne rzeczy: że posiadali najlepsze wojsko jakie w życiu widział, oraz to że służyli Vliisowi. Zmienił się po szoku, jakim była dla niego utrata córki. Stał dumny i wyprostowany, zabarwił siwe już włosy na czarno. Znów nosił zbroję płytową, i nikt nie musiał wiedzieć, że była odciążana magią. Nie był już tym miłym ojczulkiem. Był ponurym mścicielem. Może i nie mógł przedłużyć swej dynastii, ale przynajmniej zdoła na długo zapisać ją w ludzkich umysłach. Król napędzał swój gniew myślami o chwale. Tak. Dynastia von Rester’ów wygaśnie, jednak razem z nią zrobi to cała rasa magicznych wilków.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Czw 16:49, 10 Gru 2009    Temat postu:

A i jeszcze, dlaczego nikt nie pisze propozycji tytułu Question CZEKAM...

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Sob 11:23, 13 Mar 2010    Temat postu:

Ok. Czwarty rozdział moich wypocin nareszcie nadszedł. Jak zwykle proszę o konstruktywną krytykę i propozycje tytułu.
_______________________________________________________
Rozdział IV
Pierwsze spotkanie
Magiczne Wilki to enigmatyczna rasa zamieszkująca wnętrze góry Vlissa. Nie mieszają się w sprawy świata zewnętrznego. Teoretycznie nie da się dostać do ich kryjówki, chyba, że one tego chcą. Mają wysoce zaawansowany poziom społeczeństwa, który jednak ogranicza rozwój jednostki do minimum. Jakakolwiek próba anarchii zostaje zdławiona po cichu i bez przykładu. Jedyny kontakt ze światem zewnętrznym nastąpił, gdy w skutek Deficytu Rdzenia spotkali się z ludźmi. Spotkanie to miało tragiczny finał i omal nie wywołało wojny światów. (Kroniki wszechwiedzy pani czasu Kor’en’sary).

Lily miała już wszystko czego potrzebowała, a nawet więcej. Wiedziała, że musi oszczędzać, jednak była tylko kobietą. I to przyzwyczajoną do bogactw zamku. Była z siebie zadowolona. Kupiła sobie u jednej ubogiej tkaczki piękną suknię, jednak nie zamierzała tego mówić wilkowi. Ot, dodać parę groszy tu, kilka miedziaków tam i nie zauważy. Tym bardziej, że była to wspaniała okazja. Pogrążona w swych myślach dziewczyna nie zauważyła wielkiego osiłka zbliżającego się do niej od tyłu. Był wielki i spasiony. Cały lewy policzek rozcinała stara blizna. Czuć było, że od dawna się nie mył. Ręką wielkości talerza zasłonił jej usta, natomiast drugą objął ją uniemożliwiając jej ruch. Próbowała krzyknąć czy szarpnąć się, jednak napastnik tylko wzmocnił chwyt. Przechodnie zupełnie nie zwracali na scenę uwagi. Tak jakby była to jedynie zwykły obrazek z codziennego, szarego życia. Gdy sytuacja wydawała się beznadziejna, okazało się, że może jednak być jeszcze gorzej. Z zaułka wyłoniło się jeszcze dwóch osiłków. Obaj mieli ten paskudny typ uśmiechu, świadczący o najgorszych intencjach. Nagle cała scena nabrała dynamizmu. Najpierw Lily zauważyła, że z twarzy obu znikł grymas, który tylko najśmielsi nazwaliby uśmiechem. Jeden podniósł kuszę i wystrzelił trzy bełty. Jednocześnie coś z tyłu błyska na ciemnogranatowo, a bandzior poluźnia chwyt. Padła na ziemie przerażona i obserwowała scenę z dołu, udając trupa. Zakapturzony wilk przeskoczył nad nią zwinnie. Lewą łapą niósł bezgłowe zwłoki wielkiego osiłka. Zablokował nimi dwa bełty, lecz trzeci wbił mu się w prawą łapę. Z sykiem upuścił zwłoki, cisnął sztylet w tego z kuszą i z pazurami rzucił się na drugiego, który zaskoczony i przerażony jednocześnie, dopiero teraz zaczął naciągać cięciwę. Było już za późno. Grug dopadł go i zaczął kłami i pazurami rozrywać na strzępy. Jeden z krwawych ochłapów, które rzucane na wszystkie strony plamiły glebę krwistą czerwienią, trafił wciąż leżącą dziewczynę w twarz. Powstrzymała odruch wymiotny. Tymczasem lecący, a wcześniej wspomniany, sztylet trafił pierwszego w brzuch. Upadł on na ziemię, jednak nie był martwy. Podniósł kuszę do oka i wycelował. Królewna nawet się nie zawahała. Choć jeszcze niedawno sama chciała zabić Gruga, to teraz nie mogła pozwolić na zabicie swego zbawcy. A widziała, że nie oderwie się od swej zdobyczy na czas. Wstała. Lily wyciągnęła swój nóż. Wiedziała, że nie dobiegnie. Wiedziała też jednak, że nie dorzuci. Więc postanowiła się nie skradać. Zatupała i zaczęła biec w stronę kusznika. Zdziwiony odwrócił się i ujrzał dziewczynę, którą jeszcze przed chwilą uznał za martwą. Cała była zakrwawiona – musiał ją trafić. Miała nóż. Jednak kusza, jego jedyna broń, była zbyt ciężka. Zanim zdążył znów zmienić kierunek, o celowaniu nie mówiąc, miał już dwudziesto – centymetrowe ostrze w oku. Aż po rękojeść. Lily z drżeniem zwolniła uchwyt, zostawiając narzędzie zbrodni w ranie, po czym chwyciła się za brzuch i zwymiotowała na swoją ofiarę. Ludzie już wcześniej patrzyli na nich z przerażeniem. Teraz nie było tam nikogo. No, może poza oddziałem piętnastu strażników miejskich z przywódcą. I jednego młodego chłopaka z kosą. I kuszą myśliwską. Jednak nikt nie zwracał na niego uwagi. On sam też starał się zamaskować. Wilk stanął na dwóch łapach, zawył przeraźliwie i popatrzył z furią na straż. Wyprostował się, poprawił chwyt na sztyletach i stanął z ugiętymi kolanami. Otworzył pysk w dzikim uśmiechu. Był dziki i kochał zabijać. Przywódca straży poczuł dreszcz. Wiedział, że jego oddział się boji. Sam miał żonę i trójkę dzieci. I chciał do nich wrócić. Wykonał znak boga stali. W wilku wzbudziło to jednak jedynie rozbawienie. Kapitan straży odetchnął i zauważył, że temperatura znacznie spadła, bo z jego ust wydobyła się lekka mgiełka. W oczach wilka iskrzyła lodowata furia. Odwrócił się i rzekł:
- Jeśli nie chcecie się w to pakować, to nie. Jesteście wolni. Nikogo nie oskarżę o niesubordynację.
W odpowiedzi żołnierze rzekli tylko:
- Zawsze z tobą kapitanie.
Tylko jeden się zawahał, ale szybko zgodził się z grupą. Dzielne chłopaki pomyślał przywódca. Wierzył w nich. Nagle wilk zaczął powarkiwać. Zdziwieni popatrzyli na niego, po sobie i znów na niego.
- Mówi, że albo uciekniecie, albo zmierzy się z najlepszym z was, aby uniknąć zbędnego przelewu krwi – rzekła siedząca na ziemi schylona Lily. Nadal próbowała złapać oddech.
- Zgadzamy się na twoje warunki bestio. Ja z tobą zawalczę – rzekł jeden ze strażników postępując na przód. Był wielki. Miał około dwóch metrów wysokości, rude, długie włosy związane w koński ogon oraz brodę. I wielki oburęczny topór. Był najtęższy z nich wszystkich. Lilitha powtórzyła słowa wojownika Grug’owi i wskazała go. Wszyscy widzieli, jak z olbrzymią prędkością biegnie i przebija mu sztylet przez serce. Na wylot. Następny cios trafił w czaszkę z lewej, a następnie od dołu, przez żuchwę. Potem jeszcze dwa uderzenia w nerkę i żołądek zanim wielki strażnik padł trupem. Patrzyli na to z przerażeniem. W tym momencie coś świsnęło. Dokładnie między trzonowcami wilka tkwił grot niemalże metrowej strzały. Niezły chwyt, pomyślała królewna. Wilk strzaskał stalowe ostrze strzały, dając pokaz potężnej zwierzęcej siły. Straż miejska jak jeden mąż wykonała szybko znak boga stali. Lily złapała się za ramiona i zadrżała. Było strasznie zimno. I stawało się coraz chłodniej z sekundy na sekundę. Któryś ze strażników nacisnął spust kuszy, jednak bełt nie wyleciał. Grot przymarzł do łożyska. Zaklął i próbował rzucić kuszę, ale nie mógł. Przymarzła mu do rękawicy od kolczugi. Mimo to królewna odczuwała jedynie chłód. Było jasne, że furia bestii jest skierowana w jedną stronę. Najlżej odziany żołnierz upadł, zwinął się w kłębek i walczył o ostatnie skrawki ciepła. Wilk, który dotąd z rozbawieniem przyglądał się scenie, skupił się na leżącym. Już po chwili z jego ust przestała unosić się para, świadcząca o oddechu. Zginął. Ten moment kosiarz uznał za odpowiedni. Podniósł kuszę myśliwską do oka i wystrzelił. Od razu też rzucił się do biegu z kosą.

_~*~_

Teneb biegł z kosą w dłoni. Dobrze wiedział, że to o tym wilku mówiła Tyreya. Widział jak kiepsko wymierzona strzała trafia w ucho za późno zaalarmowanego wilka. Tego było już za wiele. Rzucił się na oddzialik z zimną furią. Zupełnie zamarznięte mięśnie nie pozwalały im się ruszyć. Z otwartych tętnic nie tryskała krew. Było za zimno. Po kilku sekundach Grug stał nad stosikiem parujących ciał szykując się na cios kosy. Teneb zamachnął się, jednak bestia zahaczyła sztyletem o ostrze broni chłopaka. Boski wybraniec nie zdążył zareagować. Grug z gracją tancerza wykonał półobrót, przenosząc ciężar na drugą nogę i prostując rękę. Teneb nie nadążał biec za narzędziem żniw. Wilk zamachnął się do ciosu. W normalnych warunkach rozciąłby kręgosłup chłopaka na dwie równe połówki, od karku aż do kości ogonowej. Tym razem jednak, nad szyją człowieka pojawiło się tylko oślepiające pomarańczowe światło i jakby osłona, po której ześliznął się sztylet wilka. Źrenice psowatego zwęziły się z zaskoczenia, otworzył pysk i wywarczał coś, co amulet Lily przetłumaczył jako „ On obiecał że nie będą się mieszać!”. Skoczył z gracją pantery blisko chłopaka i czekał. Teneb, który leżał na brzuchu po upadku zaczął się podnosić. Obrócił się na plecy i zmienił pozycję na półleżącą. Zbladł widząc wysokiego, dwunożnego drapieżcę tuż nad sobą. Nagle u szyi poczuł ciężar. Spojrzał i odkrył ze zdziwieniem, że znajduje się tam około dziesięciocentymetrowej średnicy medalion wykonany z ciemnoszarego kryształu, na którym wyraźnie odcinała się pomarańczowa głowa kruka. Spojrzał w górę. Wilk drżał ze wściekłości. Nagle z jego pyska, wraz z kłębami pary, zaczęły unosić się krótkie frazy w jakimś starożytnym języku. I na pewno nie był to dialekt wilków. Uniósł ba sztylety nad głowę a potem zaczął okładać nimi ochronną tarczę, nie przestając mówić, jeśli można to było nazwać mową. Jego wzrok był cały czas skupiony na medalionie. Zupełnie jakby młócił zboże pomyślał Teneb. Próbował wstać, jednak wilcza siła przypierała go wraz z magiczną tarczą do ziemi. Ukradkowo spojrzał w bok, na swoją kosę. Ona także się zmieniła. Ostrze było teraz nie z uczciwej stali, ale z kryształu koloru kruka na medalionie. Chwycił ją i delikatnie ujął. Była lżejsza niż pióro. Spojrzał na Gruga. Ten nawet nie spostrzegł jego machinacji. Był skupiony na magicznym polu ochronnym wytwarzanym przez medalion.
- Więc o takiej pomocy mówiła Tyreya – Pomyślał chłopak.

_~*~_

Lily widziała jak ten wieśniak podnosi kosę. Wiedziała też, że nie jest zwykła. Jej ostrze było tego samego koloru, co kruk na medalionie, i wyglądało jakby było świeżo wykute. Żadnych rys, szczerbów czy przetarć. Krzyknęła żeby ostrzec opętanego furią wilka, jednak ten nie zwrócił na nią uwagi. Nagle kilka rzeczy stało się równocześnie. Chłopak zamachnął się kosą, i choć Grug uskoczył i ostrze nie było nawet blisko, został odrzucony przez tajemniczą siłę na najbliższą ścianę. Coś było w jego oczach. Coś, co było mieszanką furii, strachu, nienawiści, niezrozumienia, głębokiego żalu. W tym momencie dostrzegła coś strasznego. Wszystkie kryształy wilka były popękane, a unoszące się z nich dusze naraz zaczęły wyć przerażająco, jakby w rytm jakiegoś przedwiecznego, niebiańskiego chóru. Wycie było tak głośne, że Lily zasłoniła swoje uszy dłońmi. Grug skulił się w kłębek i zaczął cicho skamleć. Teneb wstał i dumnie podszedł do wilka. Ty razem to on był panem życia i śmierci. Nie bóg. Nie wioskowy kapłan. Nie król i nie prawo. Nawet nie sama Królowa. On. Podniósł swą kosę i jednym, epickim ruchem z gatunku tych uwielbianych przez bardów odrąbał głowę skulonego, bezbronnego wojownika. Dziewczyna nie rozumiała skomlenia. Zamarła, gdy zobaczyła, że śmierć jej byłego protektora odwróciła się i zmierza w jej kierunku. Bogowie w pełni okazali mu swą łaskę. Cały był obleczony w ciężką zbroję płytową koloru najgłębszej czerni, jaką w życiu widziała, choć poruszał się lekko, jakby był w swych dawnych łachmanach. U szyi wisiał mu medalion ochrony. Tu i ówdzie zbroja posiadała pomarańczowe wstawki. W rękach dzierżył kosę o czarnym drzewcu. I szedł w jej kierunku. Uśmiechnął się.
- Pójdziesz ze mną.
Lily nie mogła się sprzeciwić. Była sparaliżowana strachem. Kątem oka zobaczyła głowę wilka. Jego oczy były pełne nienawiści, niezrozumienia i dzikiej bezsilnej furii. Słyszała jego słowa,
- Mieli się nie wtrącać .


Post został pochwalony 0 razy

Ostatnio zmieniony przez Blue dnia Sob 11:25, 13 Mar 2010, w całości zmieniany 1 raz
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
ChaosSpaceBunny
Weteran Gwardii



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Wrocław

 Post Wysłany: Sob 18:14, 13 Mar 2010    Temat postu:

Tak się spytam nieśmiało zanim zacznę czytać:

W którym miejscu ją gwałcą?


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Nie 19:11, 14 Mar 2010    Temat postu:

TO NIE JEST OKO JELENIA PILIPNIUKA!!!

Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
ChaosSpaceBunny
Weteran Gwardii



Dołączył: 22 Mar 2009
Posty: 101
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Wrocław

 Post Wysłany: Śro 22:06, 14 Kwi 2010    Temat postu:

Kilka moich przemyśleń po lekturze:

1. Księżniczka i królewna to bynajmniej nie to samo.
2. Nazwy własne miejsc (zwłaszcza te z apostrofami) jakieś takie z tyłka wyjęte. Nie prościej byłoby dać jakąś normalną w miarę nazwę typu Ostfurt albo Bamberg zamiast silić się na pseudo-celtyckie "cosie", wydźwiękiem przypominające pijacki bełkot? Nazwy z apostrofami wywołują wręcz pragnienie wzięcia rozpędu i przywalenia głową w ścianę.
3. Od kiedy to podstawowy oręż każdego szanującego się rycerza jest bronią plugawych tchórzy?
4. "Vret sur turss" - to mnie po prostu zniszczyło. Zaplułem klawiaturę próbując to wymówić. Śmiem twierdzić, że bardziej doświadczeni użytkownicy dodają na koniec jeszcze jeden człon inkantacji (K... TWOJA MAĆ), oczywiście jeśli uda im się wcześniejszą część poprawnie wymówić.
5. 139 bóstw to też lekkie przegięcie jak na jedną, biedną rasę ludzką.
6. Szyk zdań (zwłaszcza na początku, bo po drugim rozdziale wymiękłem) jest całkowicie sprzeczny z polską gramatyką. Zamiast przecinków stawiasz kropki. Zamiast napisać jedno zdanie podrzędnie złożone, tworzysz dwa zdania proste. Czyta się to ciężko jak cholera, a sam tekst przywodzi na myśl "Kubusia Puchatka", w którym zdania musiały być na tyle proste, by mogły je zrozumieć kilkuletnie dzieci.
7. Dialogi są sztuczne, krótkie i pozbawione emocji. Pisanie czegoś w stylu "D-d-d-d-d-obrze mój Panie" przywodzi na myśl jąkałę a nie przestraszonego człowieka.
8. INTERPUNKCJA!!! Tego w podstawówce uczą!
9. Wilki, jakiekolwiek by nie były, nigdy nie mieszają się w sprawy świata zewnętrznego. Dlaczego? Ponieważ to zwierzęta.
10. Podczas pisania na forum, używanie BBCode bardzo ułatwia czytelnikowi lekturę.

Na więcej nie mam siły, gdyż jest już zbyt późno.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Blue
Weteran Sierżant



Dołączył: 23 Paź 2009
Posty: 213
Przeczytał: 0 tematów

Ostrzeżeń: 0/5

Skąd: Zza sałaty!

 Post Wysłany: Sob 15:26, 17 Kwi 2010    Temat postu:

1.Nigdzie nie pisałem, że księżniczka i królewna to samo. Wyraźnie napisałem, iż jest to kraj o statusu korony, więc jest to królewna. Nigdzie nie ma żadnej księżniczki!
2.Może tak uważasz, jednak klimat świata w którym rozgrywa się akcja podsuwa mi takie a nie inne nazwy.
3.Jak wyżej: inny świat, inna tradycja. Dla objaśnienia dodam, że sztylety są używane przez skrytobójców a ci nie są zbyt lubiani w żadnym królestwie.
4.Skąd wiesz, jak brzmiałoby to w języku wilków?
5.169. A myślisz że ilu mieli rzymianie? Poza tym pamiętaj że liczba 13 jest święta. Co dopiero 13x13.
6.Jeśli tak uważasz to przepraszam. Tak piszę i tyle.
7.Może tak. Jak wyżej.
8.A tu pewnie masz rację. To zawsze była moja słaba strona.
9.Wiem. Wiem także, że nie ma ani magii, ani sztyletów zdolnych przebić marmur, ani słów rozsadzających mózg.
10. Nie pisze tego tutaj, tylko w wordzie. Tam nie potrzebuje BBCode'a.

Serdecznie dziękuje za mile wyrażoną, konstruktywną krytykę Smile.


Post został pochwalony 0 razy
 Powrót do góry »
Zobacz profil autora
Wyświetl posty z ostatnich:   
Forum www.sklepfeniks.fora.pl Strona Główna » Opowiadania własne » Untitled
Napisz nowy temat   Odpowiedz do tematu Wszystkie czasy w strefie CET (Europa)
Strona 1 z 1

 
Skocz do:  
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach




Solaris phpBB theme/template by Jakob Persson
Copyright © Jakob Persson 2003

fora.pl - załóż własne forum dyskusyjne za darmo
Powered by phpBB © 2001, 2002 phpBB Group